Uczestniczyłam w Światowych Dnia Młodzieży po raz pierwszy. Bardzo obawiałam się wyjazdu, bo zupełnie nie wiedziałam jak to będzie w praktyce wyglądać, oraz czy się w tym wszystkim odnajdę. Cały strach zszedł jednak, kiedy spotkałam się już z całą grupą jadącą na ŚDM. Czułam, że nie jestem w tym sama, wiedziałam, że oprócz mnie są w grupie jeszcze 24 osoby. Ale co najważniejsze, podczas Mszy Świętej, którą mieliśmy przed wyjazdem z samego rana, poczułam, że jest z nami Jezus. Czując Jego obecność dotknął mnie ogromny spokój. Każde spotkania z innymi czy to w Pombal (miejscowość w której byliśmy podczas dni w diecezji) czy to już w samej Lizbonie podczas wydarzeń centralnych, a w szczególności te przypadkowe, były przepięknym doświadczeniem żywego Kościoła. Młodzi ludzie, którzy na każdym kroku uwielbiali Boga i nie bali się dawać świadectwa o swojej wierze, są przepięknym wzorem do naśladowania, który cały czas noszę w swoim sercu. Rzeczą która bardzo zapadła mi w pamięć, były słowa, że nie mamy bać się odpowiedzieć Panu Bogu ,,Amen” – na Jego słowo. Bez naszej odpowiedzi nie będziemy w stanie wyruszyć w drogę i pójść z pośpiechem. Trudności po drodze będą nas spotykać ale jest to zupełnie normalne, ważne jest natomiast to aby zawsze wstawać. Wstawać i iść z pośpiechem tak samo jak poszła Maryja do Elżbiety. Mamy wstać i iść dawać świadectwo. Iść głosić Ewangelię. Mamy jaśnieć, słuchać i NIE LĘKAĆ SIĘ!

(Magdalena Rozmus)

W ostatnich tygodniach miałem okazję uczestniczyć w Światowych Dniach Młodzieży, które tego roku odbywały się w Portugalii. Przygotowania do wyjazdu rozpoczęliśmy dużo wcześniej, spotykając się w naszej grupie i poświęcając czas na integrację i wspólną modlitwę w intencji tego dzieła.
Po przylocie na miejsce pierwsze dwa dni pielgrzymki spędziliśmy w Fatimie. Był to dla nas okres aklimatyzacji w nowej rzeczywistości. Bardzo doceniałem to, że mieliśmy dużo czasu na indywidualne odwiedzenie sanktuarium, miejsca objawień Matki Bożej i domów pastuszków. Bez narzuconego z góry programu każdy znalazł okazję do wyciszenia i przedstawienia Panu Bogu wszystkich spraw, z którymi przybyliśmy na Dni Młodzieży. Później wyruszyliśmy do Pombal, gdzie uczestniczyliśmy w tzw. Dniach w Diecezjach. Podzieliliśmy się na małe, 2-4 osobowe grupki, w których byliśmy zakwaterowani u portugalskich rodzin. W ten sposób poznawaliśmy tamtejszą kulturę i uczestniczyliśmy w życiu lokalnej społeczności. Rodziny przyjęły nas z wielką gościnnością i życzliwością. Każdy dzień rozpoczynał się od Mszy Świętej. Następnie czas organizowali nam nasi Gospodarze – m. in. zwiedzaliśmy miasto i braliśmy udział w obchodach miejscowego święta.

Ostatnim, kulminacyjnym punktem wyjazdu były oczywiście wydarzenia centralne ŚDM w Lizbonie. Na ulicach miasta można było zobaczyć setki tysięcy pielgrzymów, którzy przybyli ze wszystkich stron świata. Chociaż poruszanie się w takim tłumie było wyzwaniem, to wszelkie trudności zrekompensowała nam widoczna wszędzie radość, entuzjazm i odważne przyznawanie się do Chrystusa. Przez trzy dni uczestniczyliśmy w katechezach głoszonych przez polskich biskupów, podczas których można było przystąpić do sakramentu pokuty. Spośród wszystkich wydarzeń największe wrażenie wywarła na mnie piątkowa Droga Krzyżowa, której towarzyszyły poruszające rozważania i świadectwa oraz specjalnie przygotowane do każdej stacji inscenizacje.
Na koniec warto przytoczyć słowa papieża Franciszka, wypowiedziane podczas kazania na mszy kończącej obchody ŚDM: „jaśnieć, słuchać, nie lękać się”. Chciałbym, żeby były one drogowskazem na kolejne lata mojego życia, wskazując na to, co powinno być fundamentem chrześcijańskiej wiary: czytelne świadectwo, słuchanie głosu Boga w codzienności i przezwyciężanie lęku przed pełnieniem Jego woli.

(Tomasz Chrobak)

Światowe Dni Młodzieży w Lizbonie były trzecimi w których miałem okazję uczestniczyć. Wszystko rozpoczęło się w roku 2013, kiedy to zostałem zaproszony do zespołu organizującego Dni w Diecezji, przed ŚDM w Krakowie. Wcześniej nie wiedziałem zbyt wiele o przebiegu tego rodzaju spotkań i śledziłem je raczej dość wybiórczo przed ekranem TV. Jednak obecność w Krakowie, a później w Panamie, dała mi przekonanie, że to dobry i cenny czas, który warto spędzać z młodzieżą, by pomóc im jak najwięcej z niego zaczerpnąć. Ponadto, że warto być do ich dyspozycji, kiedy usiłują konfrontować się z bogactwem treści i poruszeń tych spotkań. I nie inaczej było również tym razem.

Nasz wspólny czas – poprzedzony kilkoma spotkaniami organizacyjno-integracyjnymi, odbywającymi się już od września – rozpoczęliśmy w Fatimie. Tego miejsca nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Tam spędziliśmy pierwsze dni, aby przyzwyczaić się do portugalskiego klimatu i z dużym spokojem wejść w duchową atmosferę czekającego nas czasu. Bardzo luźno upływające dni, sprzyjały indywidualnej modlitwie i własnemu rytmowi chłonięcia wyjątkowości tego miejsca.

Po dwóch dniach spędzonych w Fatmie, przyszedł czas na podróż do miejscowości Pombal, gdzie mieliśmy spędzić tydzień tzw. Dni w Diecezjach. Miasto to, niegdyś nawiedzone przez szarańczę, siejącą zniszczenie i przynoszącą ogromne straty, z radością otwarło serca i domy, na „nową szarańczę” młodzieńczej radości, zabawy i ewangelicznego świadectwa. Był to czas niesamowitej życzliwości ze strony rodzin, które gościły nas w swoich domach, ale i całej społeczności, na czele z władzami samorządowymi. Nie sposób było nie odnieść wrażenia, że dzielą się z nami wszystkim, czym tylko mogą – czyniąc nas członkami swoich rodzin, jak również zapraszając do udziału w kilkudniowym święcie ku czci Matki Bożej. Czas w diecezji Coimbra, był czasem wielu rozmów, spotkań, skoncentrowanym na wzajemnym dzieleniu się sobą, swoją kulturą, wiarą, sposobem życia.

Wszystko to, było jednak jedynie drogą do sedna tego czasu, czyli spotkania w Lizbonie. Już pierwsze godziny spędzone w stolicy Portugalii, pokazały nam, że nie będzie łatwo, gdyż miasto dosłownie pękało w szwach, pod naporem przybywającej zewsząd młodzieży. To tutaj, przez te kilka dni, biło serce młodego Kościoła. Wszechobecny śpiew, radość i rozmowy prowadzone w atmosferze braterstwa i przyjaźni, dla których jedynym wspólnym językiem zdawał się być „język miłości” – to było coś niesamowitego i nie sposób oddać tę atmosferę jakimikolwiek słowami. Przez kilka dni mieliśmy okazję wsłuchiwać się w niezwykle bogate w treść i pobudzające do refleksji homilie i katechezy, głoszone przez polskich biskupów (poniżej kilka myśli z nich pochodzących), a zwłaszcza w słowa Ojca Świętego, który choć zmagający się z chorobą i słabością, nie szczędził sił, by faktycznie „spotkać się” i wejść w dialog ze zgromadzoną młodzieżą. Głoszone przez Niego słowo – Jego gesty i wyraźnie położone akcenty – jeszcze długo będą obecne w sercach całej rzeszy ludzi młodych.

Światowe Dni Młodzieży w Lizbonie pozostawią we mnie kilka niezapomnianych i zupełnie wyjątkowych obrazów. Pierwszy z nich, to widok nieprzebranej masy młodych, oczekujących na spowiedź nieopodal Kościoła Hieronimitów na Belem, jak również przystępujących do tego sakramentu podczas polskich katechez. Kolejny to młodzi, którzy szukali okazji do rozmowy z księdzem, do podzielenia się swoimi przemyśleniami, jak również konfrontacji tego co „w nich”, z głoszonym im słowem – proszących o radę, wskazanie drogi i jakieś podpowiedzi. I ostatni z tych najważniejszych, to twarze pełne skupienia, a nie rzadko i łez, oraz cisza całego tłumu ludzi, w odpowiedzi na Bożą obecność podczas adoracji, Eucharystii, czy Drogi Krzyżowej.

Bogu niech będą dzięki za ten czas, za każde Jego działanie, o którym wiemy i którego jeszcze nie jesteśmy świadomi. Niech ten czas łaski wyda jak najobfitsze owoce, które staną się ewangeliczną odpowiedzią dla wszystkich kontestatorów i wichrzycieli pokoju.

(Ks. Łukasz Listwan)

A oto kilka moich notatek i myśli, które szczególnie przykuły moją uwagę i poruszyły serce – choć jeszcze oczekują na uporządkowanie i dalszą refleksję:

[Z katechezy Ks. Bp. Andrzeja Przybylskiego]

Początek drogi- najtrudniej uwierzyć, że warto wybrać się w drogę.

Wstała, poszła – a co wtedy jak się nie chce? Choć głowa mówi że trzeba, że może warto. Ta droga Maryi i nasza droga przecież wiedzie pod górę.

Kiedyś po wszystko trzeba było wyjść z domu, a dziś wszystko przychodzi do nas – sklep, znajomości itp. Siedzimy i coraz trudniej wyjść, bo po ludzku nie ma po co.

Co zrobić, by się chciało?

Maryja wstała i wyszła, poszła pod górę i odwiedziła Elżbietę. Kluczowe jest pytanie Elżbiety: „skądże to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?”. Skąd ta motywacja, choć nawet zaproszenia nie było?

Sprawcą tego jest Duch Święty. Maryja sama pytała Go: „Jak to się stanie?” I Anioł odpowiada: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię”.

Pytanie z jakim duchem, jakim poruszycielem Ty idziesz – z „Duchem tego świata”, czy podążasz z Duchem Świętym? Ten świat chce poruszać swoim duchem, pchać w różne strony – nawet nas ludzi wierzących.

Wielu dziś żyje wedle ciała, a nie według Ducha.

Trzeba dziś sobie jasno odpowiedzieć: Jaki duch porusza dziś ciebie do działania?

„Sprawcą wszystkiego jest Duch”.

Nie ruszymy w drogę, jeśli się nie napełnimy Duchem Świętym!

Ten Duch jest w nas – my mamy Ducha Świętego, ale On nie zawsze ma nas.

Bez Ducha Świętego nie wstaniesz, bez Niego nie ruszysz, bez Niego nie zdecydujesz się iść pod górę!

ZA JAKIM DUCHEM IDĘ?!

Z Nim zawsze będziesz szedł z pośpiechem, znając Jego wartość.

To właśnie ten Duch Święty buduje najpiękniejsze relacje – sprawia Ten pośpiech drogi do drugiego człowieka.

Maryjo proszę Cię, naucz nas otwierać się na Ducha Świętego – naucz nas chcieć i ruszyć w drogę, nawet pod górę.

Chcemy dziś i my powiedzieć „Fiat” na Bożą obietnicę Ducha Świętego.

[Z homilii Ks. Kard. Grzegorza Rysia]

Trzeba pozwolić Słowu Bożemu przeczytać nas. Tak jak kiedyś zrobił to św. Mateusz, jako jedyny zapisujący tę przypowieść (o skarbie ukrytym w roli).

Mateusz został odnaleziony. To po stronie Jezusa jest inicjatywa, On widzi i poznaje więcej w człowieku. Tylko Mateusz wymienia tu swoje imię, inni synoptycy napisali Lewi. Mateusz znaczy „dar Boga” – Jezus zobaczył w nim skarb. To Jezus jest tym, który znajduje skarb w postaci człowieka i jest gotów zapłacić za niego wszystko, całego siebie – swoje życie.

Jezus jest tym, który podejmuje trud przekopania się wgłąb – poza osąd i stereotyp celnika. Ten osąd był prawdą o Mateuszu, On faktycznie kradł. Ale Jezus nie kieruje się powszechną opinią, nie kieruje się faktycznym grzechem, ale widzi głębiej – dostrzega w nim skarb i perłę przyszłego Apostoła i Ewangelisty. Jest gotów zapłacić za niego wszystko.

Mateusz po tym doświadczeniu, po tym spojrzeniu Jezusa, zostawia wszystko i rusza za Jezusem. Podobnir i św. Paweł powie „wszystko to uznaje za śmieci, dla poznania Jezusa Chrystusa” – jako najwyższej wartości.

Ale jest o bogaty młodzieniec – to musi tu dzis paść. „Jezus spojrzał na niego z miłością” – spojrzał tym samym wzrokiem. Ale młodzieniec odszedł smutny.

Jesli chcesz odpowiedzieć na wzrok Jezusa jak Mateusz, to musisz zgodzić się na pracę, na przekopywanie wszystkiego aż do skarbu. Będziesz chciał spotkać Jezusa w Jego Słowie – żadna literatura, proste słowo. Musisz się przebic przez swoją pychę, która jak powie św. Augustyn „nadęła mu policzki, tak że przysłoniła Słowo”. Chcesz doświadczyć Kościoła to musisz się przebić przez grzech, przez hejt. Ale będziesz się przebijać, podejmiesz trud jedynie wtedy jeśli kochasz. Jak znajdziesz ten skarb – jak On cie znajdzie – to nie zdołasz zachować Go dla siebie, ale będziesz musiał stać się apostołem.

[Z katechezy Ks. Abp Marka Jędraszewskiego]

„Zróbcie WSZYSTKO cokolwiek Wam powie”

Są 4 struktury w których musi być przyjaźń

-małżeństwo

-rodzina

-naród

-kościół

Czyli my, tworzący wspólnotę- bliskość między sobą. To „my” ma wartość każdej pojedynczej osoby, która składa się na tą wspólnotę.

Inaczej było to kiedyś w dobie komunizmu – kiedy liczyła się masa a nie jednostka. Tak samo jak to było w obozach koncentracyjnych, gdzie człowiek stawał się numerem – pozbawiony imienia, godności.

Tymczasem chodzi o pewną tożsamość osoby, świadomość przynależności i godności – wspólnoty z której się wyłaniam, w której jestem zakorzeniony.

Wy – wszyscy jesteśmy zanurzeni w czasie który dał nam Bóg, przemijaniu, które dla chrześcijanina ma sens.

Na / Z – jestemy w jakiejś części świata, w przestrzeni która jest nasza – z której się wyłaniamy – historii, języka, narodu, tradycji.

Być „z”, to znaczy być blisko, razem.

Matka Boża i uczniowie byli razem na weselu, byli „przy”.

Przyjaźń to bycie „przy” jaźni drugiego człowieka- to bliskość pozwalająca zrozumieć drugiego człowieka na gtuncie jego przeżyć.

To właśnie z tego bycia „przy” bierze się Maryjna troska o drugiego człowieka i polecenie”: „zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”.

Maryja pokazuje, że wie gdzie szukać fundamentu najbardziej trwałego, by przyjaźń mogła się ostać mimo trudności.

Jedynie ten fundament – Jezus Chrystus – pozwala uratować przyszłość jedności i przyjaźni w każdej wspólnocie.

Kolejny wymiar przyjaźni prowadzi do bycia „dla” i „za” kogoś. Bóg ukochał nas w najwyższym stopniu wydając swojego Syna dla nas i za nas.

Ta tajemnica uobecnia się w każdej Eucharystii – Jezus ciągle ofiarowuje się dla nas i za nas.

Tymczasem świat chce nam wciąż głosić, że tylko ja się liczę, że nie trzeba patrzeć na drugiego.

W – mamy się przemieniać mocą Eucharystii, by Chrystus był „w” nas. „Już nie ja żyje, ale żyje we mnie Chrystus”.

Nasze życie ma sens, bo wiemy dokąd zmierzamy, „jesteśmy już zbawieni przez nadzieję” że po drugiej stronie życia stoi ten, który powiedział: „Ja jestem Życiem”.

[Ze słowa Papieża Franciszka podczas Ceremonii Powitania]

Jesteś wezwany po imieniu – to znaczenie tego kim jesteś, to rzeczywistość powołanie przez Boga. Bóg chce czynić bowiem z każdego z nas prawdziwe arcydzieło, którym prqgnie się posłużyć. Jesteśmy wezwani do miłości ale i przez miłość.

Pomóżmy sobie nawzajem rozpoznać tą Bożą rzeczywistość powołania. Niech będą to dni, w których Twoje imię rozbrzmiewa jako wyjątkowa wiadomość w rożnych językach świata – wiadomość o miłości Boga do nas, takim jakimi jesteśmy. Jeśli Bóg wzywa Cię po imieniu to znaczy, że nie jesteś dla niego liczbą, ale kimś wyjątkowym. Twoje imię dziś jest znane, wielu wie że jesteś – ale często po to, by mogły je przetwarzać algorytmy internetu. Tymczasem dla Jezusa jesteś ważny, taki jaki jesteś. Jako Kościół jesteśmy wspólnotą wezwanych – nieidealnych, ale tych którzy przyjmują powołanie Boga – wspólnotą braci i sióstr Jezusa. W Kościele jest miejsce dla wszystkich- nikt nie pozostaje sam. Przyprowadź do Kościoła wszystkich, których spotkasz. Jezus nigdy nie zamyka drzwi, ale zawsze chce przyciągać – zawsze wyciąga do człowieka swoją rękę. Bóg Cię kocha i pragnie, byś był blisko Niego – w bardzo osobistej relacji.

Padło tu wiele pytań od młodych. Trzeba zadawać pytania, bo pytanie niepokoi, a więc jest lekarstwem na rutynę i znieczulenie duszy. Tymczasem miłość Boga zawsze jest niespodzianką, bo nas zaskakuje. Bóg nas miłuje i trzeba nam otwierać się na Jego Miłość, choć to nie jest łatwe. Dobrze że mamy Jego Matkę. Chcę Ci powiedzieć: nie bój się, idź do przodu i powiedz o tym głośno: BÓG NAS KOCHA!

POSYŁAM WAS

[z katechezy Ks. Kard. Grzegorza Rysia]

„A Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie”

Maryja nie pisała hymnu na okazję, ale wybuchnęła hymnem w odpowiedzi na doświadczenie. Maryja nie potrafi nie uwielbić Boga za to, co się właśnie dzieje tu i teraz.

A dzieje się miłosierdzie. Dwa razy ten hymn mówi o miłosierdziu.

Maryja wie, że nosi w sobie nowe życie i Elżbieta nosi nowe życie.

Bóg jest miłosierny w tym, że chce Cie zrodzić na nowo. To nie poezja. Słowo określające miłosierdzie po hebrajsku jest bliskie określeniu zrodzenia.

To nie jest jakaś korekta, ale zupełnie nowe życie. Pan Bóg nie zadowoli się czymś innym.

Maryja i Elżbieta mają w swoim łonie nowe życie zupełnie cudownie. U Maryi po ludzku za wcześnie, a u Elżbiety za późno i to jako niepłodna.

My mamy takie podejście do nawrocenia. Ta spowiedź to za wcześnie, bo jeszcze nie umiem – może jutro, lecz jeszcze nie teraz.

Inny powie: „za późno” – już nie umiem, za daleko w to wszedłem, przegrałem.

DLA NIKOGO NIE JEST ZA PÓŹNO- to nam się wydaje że to niemożliwe – jak w wypadku Maryi i Elżbiety.

BÓG CHCE CIĘ ZRODZIĆ NA NOWO, BEZ WZGLĘDU NA TO NA ILE CZUJESZ ŻE TO MOŻLIWE.

[Z homilii Ks. Kard. Grzegorza Rysia]

Dziś skierowane jest do nas słowo trudnej przestrogi. Jezus zderza się z niewiarą ze strony swoich – najbliższych, tych którzy Go znają.

Problemem tych ludzi jest to, że Jezus jest jednym z nich i znają Go od zawsze.

Jednak Maryja była blisko i wiedziała o Nim najwięcej z nas – a nie utraciła wiary.

Problemem nie jest bliskość Boga, tylko Twoje przekonanie, że wszystko o Bogu wiesz. To przekonanie może obezwładniać Boga: „Nie mógł zdziałać tam żadnych cudów”.

Kiedy Jezus naucza, oni Go podziwiają. Ale kiedy chce przejść do poziomu czynu, to jest blokada.

Ta bezsilność Jezusa, jest wyrazem Jego miłości – potrafi zostać bezsilnym, by niczego nie robić na siłę.

Potrafić być bezsilnym z miłości – bo tak kocham, że nie narzucam.

Niewiara nie dotyka słowa- my wiemy że mówi mądrze. Niewiara dotyka czynu – zgadzając się z Jezusem, jednocześnie nie wierzę że to może się zdarzyć w moim życiu.

Zamknięcie, które obezwładnia moc Ewangelii w naszych czasach. Jesteśmy jak Nazaret, znamy Jej moc, znamy na pamięć fragmenty, ale nie poddajemy się jej – nie wierzymy, że ona nas dotyczy

[Z homilii papieża Franciszka]

„Panie dobrze, że tu jesteśmy”

Lecz co zabieramy ze sobą powracając w doliny codziennego życia

– jaśnieć- przemienił się, a twarz Jego zajaśniała jak słońce”. Jezus bierze że sobą 3 uczniów, na górę przemienienia. Jego twarz jaśnieje, by pomóc im znieść ciemność godzin najbardziej mrocznych na Kalwarii.

My również potrzebujemy blasku tego światła, by przezwyciężyć mroki codzienności. Tym niegasnącym światłem jest Jezus. Oświeceni przez Jezusa, my również jesteśmy przemienieni – nasze oczy i twarze również mogą jaśnieć. Tego oczekuje od Was świat- byście niesli światło Ewangelii.

– słuchać – „Jego słuchajcie”. To wszystko co kluczowe zawarte jest w tym wyrażeniu: „Słuchać Jezusa”. Bóg chce do nas przemawiać i mówić że jest drogą i miłością

– nie lękać się – to częste słowa w Ewangelii. To ostatnie słowa jakie padają na górze przemienienia. Po tym doświadczeniu, mogą zejść z góry i iść przez życie z sercem wolnym od lęku.

Do Was młodzi, którzy jesteście kuszeni by się nie zadowolić sobą. Do Was młodzi którzy wkładacie wysiłek i wyobraźnię. Do Was młodzi których świat potrzebuje jak wody. Do Was Jezus wypowiada te słowa: „Nie lękajcie się”. To On budzi w sercach najbardziej autentyczne uczucia. Sam Jezus teraz patrzy na Was i powtarza, że miłuje Was bezgranicznie. Nie bójcie się tej wiary, miłości, która rozgrzewa Wasze serca. NIE LĘKAJCIE SIĘ